Dnia 12.08. o świcie (a nawet przed nim) wystartowaliśmy z Warszawy-Okęcia. A nie, przepraszam, poprawka. MIELIŚMY wystartować. Okazało się, że nasz przewoźnik sprzedał zbyt dużo biletów i trzeba było szukać chętnego na przebookowanie lotu. Trochę to trwało, ale cóż - to w końcu TANIE linie lotnicze. Nie ma na co narzekać.
Wylądowaliśmy bezpiecznie i autobusem dostaliśmy się do szwedzkiej stolicy. W miastach najpoważniejszym problemem wyjazdów niskobudżetowych są noclegi. Chodziliśmy od jednego tourist info do drugiego i przekonaliśmy się, że chyba jednak pola namiotowe są poza naszym zasięgiem...
Ale! Od czego są rodacy na obczyźnie! Znaleźliśmy polską misję katolicką działającą w Sztokholmie. Bez namysłu więc zadzwoniliśmy domofonem i już po chwili rozmawialiśmy z ks.Pawłem, bardzo rozbawionym naszym pytaniem "czy możemy rozbić namiot w Sztokholmie?''.
Początek emigracji |
Takim to pozytywnym akcentem zaczęła się nasza podróż.
Pierwszym szokiem - na który w sumie byliśmy przygotowani - były ceny. Nie jest tajemnicą, że Skandynawia do tanich nie należy. Ceny w supermarketach nie szokują Szwedów, lecz Polaków przyjeżdżających na północ z polską pensją w portfelu już mogą. Żeby zminimalizować koszta, przez pierwsze dni żywimy się głównie kontrabandą z Polski - pasztetami, konserwami i sosami w słoikach.
Polska kontrabanda |
Obiad się robi |
Na Starym Mieście królują rzecz jasna akcenty szwedzkie - suweniry z kraju łosia stanowią głównie...no, właśnie - łosie, a oprócz nich: renifery, łodzie i wikingowie. Wiking z rogami na hełmie wciąż panuje na szwedzkich kubkach i koszulkach, niczym Vlad Dracula w Rumunii. Produkt eksportowy numer jeden.
Numerem dwa natomiast jest... koń. Pomarańczowy konik z drewna jest kultową rzeźbą Szwedów. Produkowany od XVI w. jest lokalnym etnograficznym kuriozum, a według wierzeń ludowych ma odpędzać demony i złe duchy.
Oto koń! |
Jednym z najciekawszych muzeów w Sztokholmie jest niewątpliwie Skansen - pierwszy na świecie, od którego nazwę wzięły inne muzea tego typu. Zajmuje on gigantyczny teren i obejmuje miasteczko z XIX-XX w. (w pakiecie z odtwórcami), wioskę Saamów, mini zoo, zagrodę żubrów, wilków, reniferów, młyny... Przejście całości zajmuje co najmniej pół dnia.
Plac zabaw dla dzieci :) |
Oprócz zwiedzania czas umilaliśmy sobie oczywiście badaniem zakamarków miasta (a trzeba przyznać, że zakamarków tych jest sporo!).
Dwa bezdomniaki |
Warto dodać, że trafiliśmy na festiwal kultury w Sztokholmie. Całe miasto wypełniały koncerty (w ogóle całe miasto tętni muzyką!), pokazy akrobatyczne, promocje muzeów i... różne dziwne rzeczy, takie jak umieszczanie dzieci na karuzelach ze złomu przy rytmach muzyki.
A dzieci nawet nie płakały! Jednak twardy nordycki klimat robi swoje!
Będąc w Sztokholmie nie mogliśmy sobie oczywiście odmówić wypadu do Birki, czyli jednego z najsłynniejszych stanowisk archeologicznych epoki wikingów. Znajdowało się tam emporium handlowe oraz cmentarzysko. Do Birki dopływa się statkiem. Na miejscu wita nas pani przewodnik obwieszona zapinkami żółwiowatymi, która oprowadza turystów najpierw w języku szwedzkim, potem angielskim po terenie rezerwatu. Niewielki budynek muzeum natomiast nie zwiera jednak - ku naszemu smutkowi - słynnych skarbów z Birki, ale - co zasługuje na uwagę i pochwałę - pokazuje, jak archeolodzy badają to miejsce. Całość dopełniają tablice i modele, pomagające zwizualizować sobie, jak wyglądało tu życie w epoce wikingów. Wycieczka po stanowisku kończy się natomiast u archeologów, którzy prowadzą aktualnie badania podwodne.
Lans na promie |
Sera? |
Rekonstrukcje chat w Birce |
Taaakie duże kamienie |
Spotkanie z archeologami prowadzącymi badania podwodne w Birce |
"całkiem ładny widok mieli, nie?" |