Wyruszamy do Uzbekistanu i Kirgistanu - to już wiecie. Nasza podróż odwleka się jednak w czasie. Szaleństwo nie przekroczyło jeszcze poziomu krytycznego i resztki rozsądku zaczęły się nieśmiało dobijać do naszych głów mówiąc: "Wiesz jak wysokie są góry Tien-Szan? A wiesz, jaka tam jest temperatura w listopadzie? A wiesz, że nawet nie masz takiego śpiwora?!".
I tego typu podobne teksty. Wyjątkowo postanowiliśmy posłuchać głosu rozsądku i demokratycznie przesunęliśmy wyjazd na wiosnę 2016 r. Wtedy też Kirgistan jest najpiękniejszy, więc nie ma co narzekać.
Co będziemy do tego czasu robić jeszcze nie wiem, ale na pewno nie usiedzimy w miejscu. Pomysły gonią pomysły i ciężko za nimi nadążyć. Tymczasem pojawiło się więcej czasu na dopracowanie projektu "Polska na kartce dla stanów wschodnich".
O co chodzi?
Tak jak było to już wspomniane we wcześniejszych postach, chcemy naszą podróżą promować fundację im. Wandy Garczyńskiej prowadzoną przez Siostry Niepokalanki z Wałbrzycha. Zapytacie, czemu zaniosło nas aż tam? Czy gdzieś bliżej Warszawy nie ma nikogo chorego i potrzebującego? Biednego? Umierającego? Zapewne jest i to niejeden. Nas jednak seria rozmów ze znajomymi i znajomymi znajomych rzuciła aż na Śląsk. Ciglis przyniosła wieść o fundacji i pomyśleliśmy "czemu nie?". Pierwszy strzał, pierwszy określony spontanicznie kierunek. Przypadek? Nie sądzę ;)
Fundacja pomaga okolicznym dzieciakom, organizuje dla nich zajęcia dodatkowe, kolonie, dokarmia, uczy, czasem nawet zaopatruje w buty, a nade wszystko - wspiera. Nierzadko są to dzieci, które z domu wynoszą bardzo negatywne doświadczenia. Tyle teoria i zasłyszane opinie. Historie jakich wiele. Wyruszyliśmy do Wałbrzycha, aby poznać dzieciaki osobiście i przekonać się, na czym właściwie polega praca sióstr.
Jako że chłopaki utknęli w pracy i na innych wyjazdach, na Śląsk wyruszyła ekipa babska: ja, Ciglis i Angelika.
Wałbrzych powitał nas blokowiskami, a potem kilkoma zaniedbanymi kamienicami, które byłyby piękne, gdyby nie odpadające tynki. Upadek kopalni walnie przyczynił się do rosnącego bezrobocia i - niestety - alkoholizmu. Wałbrzych jako żywo ziemią obiecaną nie jest, choć amatorom starych domów i ruin może się podobać (z resztą każde miasto trzyma w ukryciu oryginalne i ciekawe zakamarki - trzeba tylko umieć je odnaleźć!).
Ugościła nas u siebie Pani Basia, mama Ludwiki, naszej koleżanki z archeologii. Serdecznie dziękujemy jej za przygarnięcie i domową atmosferę! A także za zorganizowanie transportu z Łodzi do Wałbrzycha.
W sobotę przed południem wyruszyłyśmy na Sobięcin, dzielnicę Wałbrzycha. Na miejscu zostałyśmy zaproszone do świetlicy, zwanej „Kuźnią Talentów”, gdzie powitała nas siostra Daniela.
Kuźnia Talentów |
- Sobięcin to dzielnica olimpijska. A wiecie czemu? – pokręciłyśmy przecząco głowami - Tu płonie wieczny ogień (w fabrycznym kominie) i wszyscy chodzą w dresach!
Siostry prowadzą żeńską szkołę (gimnazjum i liceum), przy której działa fundacja. Obecnie do świetlicy przychodzi ok. 40 dzieci. W sobotę powitała nas reprezentacja wesołych dziewczyn.
Ciglis opowiedziała nieco o celu naszej wyprawy do stanów wschodnich. Potem przyszedł czas na slajdy z miejsc, które odwiedziłyśmy już wcześniej: ja opowiedziałam o Rosji, Angelika o Kanadzie. Starałyśmy się pobudzić wyobraźnię dziewczyn, aby przygotowały się do zadania, jakie na koniec przed nimi postawiłyśmy. Celem naszego projektu będzie stworzenie mostu kulturowego (mądre słowo zawsze dobrze wygląda, ha!) pomiędzy stanami wschodnimi takimi jak Uzbekistan i Kirgistan a Polską. Przeciętny mieszkaniec Uzbekistanu nie ma pojęcia, gdzie jest Polska i z czym w ogóle powinien ją kojarzyć. Ten mechanizm działa podobnie także w drugą stronę. Dlatego poprosiłyśmy wychowanki „Kuźni Talentów”, aby przygotowały dla nas rysunki, na których przedstawią nasz kraj. Wszystkie prace zabierzmy w podróż i rozdamy dzieciakom w Azji pokazując im, gdzie jest ten NASZ kraniec świata, z którego przychodzimy.
Prezentację czas zacząć! |
Dziewczyny dzielnie słuchały, a potem zaskoczyły nas, ponieważ same już wcześniej wpadły na pomysł wykonania czegoś dla dzieci z Uzbekistanu i Kirgistanu. Przekazały nam całe pudełko własnoręcznie uplecionych, kolorowych bransoletek.
- Zależało nam, aby to było lekkie – wyjaśniła siostra Daniela. Podziękowałyśmy skwapliwie w imieniu naszych kręgosłupów, na których w każdej wyprawie spoczywa ciężar tachania całego dobytku (i to dosłownie).
Bransoletki wykonane przez wychowanków świetlicy |
My się nagadałyśmy, więc przyszła kolej na zwiedzanie świetlicy. Zobaczyłyśmy miejsce, gdzie dzieciaki mogą się bawić, gdzie rozwijają swoje zainteresowania (wśród wychowanków sióstr wyrastają przyszli mistrzowie bilardu!), a także miejsca, które wymagają dokładnego remontu. Świetlica nie jest wielka, a siostrom zależy na tym, aby każde z dzieci mogło znaleźć tu swoje miejsce i poczuć się w czymś dobre. Bardzo pilną potrzebą jest też dokarmianie podopiecznych. Wiele dzieci przychodzi do świetlicy tylko w konkretnym celu: zjeść obiad.
- I jest to jedyny posiłek, który dostają w ciągu dnia – mówi siostra – w domu nie mają na co liczyć.
Niektóre pomieszczenia wymagają gruntownego remontu |
Zwiedzanie zakończyłyśmy na placu zabaw, gdzie dziewczyny, pełniące role naszych przewodniczek zwyczajnie przepadły na huśtawkach, zjeżdżalniach i drewnianych domkach (na chwilę przepadłam też ja i Angela, ale Ciglis dzielnie trzymała fason).
Dam radę! |
Tylko czemu te huśtawki takie małe? ;) |
…a jedna z dziewczyn myśli nawet o archeologii ;)
Po spotkaniu, siostra oprowadziła nas po szkole. Utrzymana w starym stylu, niezwykle klimatyczna i skupiająca nauczycieli z pasją wydaje się idealnym miejscem do nauki. W jednej z sal, na ścianie wiszą portrety słynnych kobiet.
- Mówimy zawsze uczennicom, że na tej ścianie ciągle jest wolne miejsce i może kiedyś zawisną tu ich zdjęcia – mówi siostra.
Jakby ktoś miał wątpliwości - kraść nie wolno, a już zwłaszcza w kościele! |
W takich ławkach uczą się dziewczyny |
Sówki schowane w przyszkolnym ogrodzie |
Wróciłyśmy do Pani Basi szlakiem turystycznym biegnącym starym nasypem kolejowym przez las. Po prawej rozpościerała się piękna panorama okolicy z widokiem na miasto i góry. Ostatecznie więc dobrze, że zaniosło nas aż do Wałbrzycha. Bo każde miasto ma ciekawe zakamarki i mnóstwo interesujących ludzi, których warto poznać.
Nie przejdziemy? Droga trochę zalana, ale przecież my sobie zawsze poradzimy! |
Fundację sióstr można wesprzeć już teraz wchodząc na stronę: https://fundacjagarczynskiej.wordpress.com/ i klikając "przekaż darowiznę".
Teraz!
Już!
Już? :)
Scenariusz, montaż i produkcja: Angelika Charycka